A co w ogrodzie słychać?
Zacznę od wiosny, bo wtedy nie miałam ani czasu ani głowy, żeby pisać. A wiosna jest u nas piękna! Trochę w tym roku zachwaszczona, ale ogrodnik rekonwalescent robił co mógł, a że mógł niewiele, no to natura trochę wzięła górę.
Odwiedzali Nas różni goście. Łoś wlazł mi do sadu i poprzycinał drzewka. Już drugą wiosnę u mnie wita... Nooo
Nasze 1,5m ogrodzenie nie stanowi dla niego poważnej bariery. Nawet nie musi skakać, przekłada przód podrzuca zadek i już jest w środku. I tylko wielkie dziury po nim w ziemi zostają, stópkę ma sporą (kilka lat temu na takim śladziku kostkę sobie złamałam) i poobgryzane drzewka. Do niższych krzaczków nawet nie raczy się schylić. Pojęcia nie mam jak go zniechęcić? Przeganiać nie będę, bo fizycznie nie mam z nim szans, a on się mnie raczej nie przestraszy.
Na zdjęciach niżej inny wiosenny gość.
Jak widzicie zwierzęta jakoś nie bardzo się boją. Dobrze, że mam ogrodzenie, bo zanim powstało miałam obawy, że pewien szalony zając zacznie mi klamkę w drzwiach obgryzać... Zresztą z tym zającem to cała historia. Jego rekordem było ganianie po polu z zadartą głową i przeganianie jastrzębia. Trzeba to było widzieć. Gdzie jastrząb próbował obniżyć lot tam zając gnał i stawał na dwu łapach. Nie wiem czy coś krzyczał, czy czymś machał, za daleko były. Ale jastrzębia skutecznie straszył. Ja rozumiem, że drapieżny ptak goni ssaka na ziemi, ale żeby zając gonił jastrzębia?
Bywają u nas rozmaite ptaki. Naliczyłam już ok. 40 gatunków, tych które umiem rozpoznać. Kur, kaczek i innych gospodarskich nie liczę :)
Wiosną jest wielki ptasi rwetes, jakbyśmy w zoo mieszkali. W lecie też słychać śpiewy, ale już nie takie. A w dużym upale ptaki w większości milczą.
Ptaki tez potrafią być wysoce oryginalne. Pielę sobie cos tam pod drzewami i łowię jednym uchem, że źrebak sobie rży. Wielka mi sensacja, sąsiad ma klacz i źrebaki słychać. Dopiero po dobrej chwili zastanowiłam się SKĄD ja tego źrebaka słyszę! Z góry. Nad głową mi rży. I konsternacja, przecież źrebaki nie latają! A to kos kawalarz, taką sobie nutkę podłapał. I rży mi nad głową 😃
Kosy są dość bezczelne. Nie dość, że ściółkę, starannie ułożoną pod roślinami, mam na miejscu nie dłużej niż dwa dni, bo potem jest poprzerzucana gdzie popadnie, to jeszcze nieszczególnie się boją i potrafią okazywać zniecierpliwienie. Przeszkadzam im. Idę sobie ścieżką, widzę kos czymś tam zajęty na ścieżce. Zauważył mnie. Porzucił zajęcie i maszeruje pare kroków do przodu. Ogląda się czy idę jeszcze. "idzie? nooo idzie" Przesuwa się kilka kroków dalej. Ogląda się już z wyraźnym zniecierpliwieniem. I znowu kilka kroków... Dobrze, że się nam ta ścieżka skończyła, bo byśmy tak maszerowali do dzisiaj.
Za to w zasadzie nie mam problemów ze ślimakami. Przez jakiś czas znajdowałam kupki skorupek, to tu to tam. Myślę sobie - jeż. Bo jeże u nas są. A w jakiś czas potem zobaczyłam kto jest takim amatorem ślimaków. Paszkot! I cóż ten paszkot robi? Znajduje sobie kamień. Bierze ślimaka za coś tam i tłucze w ten kamyk biednym stworzeniem, aż skorupka się potłucze i ślimaka da się zjeść.
Mszyce obierają wróble. nie pryskam, nie ma czego.
Tych opowieści jest dużo. Przez lata się nazbierało. I miało być o wiośnie w ogrodzie. Zrobiły się zwierzaki. O ogrodzie będzie innym razem. O ptakach pewnie też będzie.