poniedziałek, 17 grudnia 2012

Dawno mnie tu nie było :)

Dopadł mnie nadmiar zajęć, chociaz jak zwykle na własną prośbę :)
Kilka miesięcy temu zastanawiałam się gdzie by tu sprzedawać legalnie swoją biżuterię i inne rękodzielnicze głupoty. Myślałam, kombinowałam, wszystko było nieodpowiednie, wymagające dużych nakładów na dzień dobry, ryzykowne itd. Wyglądało na to, że albo popełnię samobójstwo finansowe, albo zacznę działać w szarej strefie albo zrezygnuję.

No i jak zwykle - znalazłam sobie problem do rozwiązania...
No i się rozwiązał.

Rzecz w tym, że mnie nigdy nic nie przychodzi łatwo i skutek przeważnie znacząco przerasta zamierzenie.

Nie będę tu wdawać się w szczegóły i opisywać jak do tego doszło, ale teraz mam i Galerię na Starym Mieście w Warszawie i walczę jak lew, żeby uruchomić sklep internetowy. Wszystko jest w fazie rozruchu, docierania itd.

A ma wyglądać to tak i już trochę wygląda:
Galeria z założenia ma oferować niezwyczajne przedmioty dostępne cenowo dla każdego. Trochę już widać na stronie gdzie powstaje e-galeria www.kuferandrzeja.pl. Ale ostrzegam sklep jest w rozruchu. Zmienia się. W tej chwili stanowi stronę informacyjną.
Chcemy wystawiać rękodzieło artystyczne, sztukę, ale nie taka za straszne pieniądze, biżuterię artystyczną, trochę staroci wyszukanych na strychach, targach, i wszystko to co moze służyć do ozdobienia siebie i domu.
Wystartowaliśmy ze sztuka ludowa i rzeczami tworzonymi przez ludzi mieszkających w pięknym rejonie Roztocza. Nie zawsze są to przedmioty folkowe. Często na wsiach mieszkają ludzie tworzący zupełnie współczesne rzeczy.
Mamy też rzeczy z podwarszawskich wsi, np. piękne obrusy, albo kapitalne aniołki szydełkowe na choinkę.

Szukamy Twórców chcących się do nas przyłączyć - wystawić się w Galerii na Starym Mieście albo/i w sklepie internetowym.

Wyszło mi trochę jak reklama? Hm... Już mi chyba całkiem ma głowę padło :D

W każdym razie zapraszam do odwiedzin. Będę również wdzięczna za wszelkie sugestie i postaram się zrealizować pomysły odnośnie asortymentu.

Zaglądajcie! To się będzie zmieniać.

A na razie Kufer Andrzeja wystepuje w mikołajowej czapie :D







Powoli pojawiamy się też na FB, ale tutaj to już kompletne powijaki :P

I ogólnie obłęd. Ale mam nadzieję, ze twórczy :D

Pozdrawiam przedświątecznie.

wtorek, 3 kwietnia 2012

Coffee time

Nareszcie mogę zaprezentować, zapowiadany już od jakiegoś czasu, wisior dla miłośniczek relaksu przy kawie :)
Projekt rodził się długo, dopracowywany i poprawiany, aż mógł powstać bibelocik, który trudno jest "schować do szafy"!  Ja w każdym razie darzę go wielką sympatią.




Wisior wykonany całkowicie ze srebra 999 i 930. Jest wyjątkowym połączeniem technik wire-wrapping i ręcznego kształtowania srebra w formie plastycznej.


Kawowe ziarenka zostały dodatkowo wzmocnione wewnątrz masą polimerową. Całość mocno oksydowana i wypolerowana. 

 

Zamieszczam kilka zdjęć bo trudno go sfotografować, tak żeby wiernie oddać wygląd.

Szuka domu :)







poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Opal cube




Kolczyki wykonane ze srebra 930 i świetlistych kropli opalu mlecznego (wytworzonego).


Fantastycznie opalizują, dając gorącą grę światła od błękitu do złota. Opale zostały uwiezione w ażurowych kostkach wykonanych techniką wire-wrapping.



Szukają domu :)

Lampwork! Niebieskie kolczyki

Niebieskie kolczyki robione na specjalne zamówienie dla zaprzyjaźnionej maturzystki, lubującej się w błękitach :)
Głównym elementem są duże niebieskie lampworki z motywem piórka..Kolczyki wykonane ze srebrzonego drucika techniką wire-wrapping.


Lampworking to technika ręcznego tworzenia rozmaitych bibelotów ze szklanych pręcików topionych nad palnikiem. Powstałe w ten sposób przedmioty ( w tym paciorki) są niepowtarzalne i każdy jest maleńkim dziełem sztuki.

niedziela, 1 kwietnia 2012

Tu gdzie dzisiaj jest ściernisko cz. 3

Zima minęła i nadeszła wiosna, a z nią następny etap budowy. I od razu na początku sezonu okazało się, że musimy się biegiem wpasować w wolne terminy ekipy od więźby dachowej i pokrycia dachu. Albo teraz albo nie wiadomo kiedy może jesienią. Co było robić? Trzeba się było dostosować. Dach miał powstawać w przerwach pomiędzy innymi zleceniami naszych cieśli.
Cieszyliśmy się, że tak się nam udało, że znaleźliśmy sprawdzoną ekipę i że dach szybko powstanie. Ale, że nie ma róży bez kolców, trochę zdrowia nas kosztowała taka szarpana metoda pracy. Ale o tym później.

KWIECIEŃ

19.04.2011

Więźba powstała faktycznie błyskawicznie. Kierownik spod ziemi wyszarpał odpowiednie drewno, cieśle przyjechali, pracowali jak mrówki i postawili bardzo porządną więźbę. Chociaż wyglądała trochę jak konstrukcja z zapałek :D Bardzo grubych zapałek...

W tym pośpiechu nikt nie zauważył, że rysunki, wg. których więźba była budowana nieco się różnią od tych w projekcie. Miały się różnić, bo rodzaj więźby został zmieniony z kratownicy na (chyba) płatwiowo-jętkową. Rysunki zostały wzięte ze starszej wersji projektu i zdawało by się, że wyjdzie na to samo. Niestety okazało się, że wysokość daszków nad gankami w tamtej wersji jest większa. No i moim zdaniem dom zmienił nieco charakter, z dworkowego na taki lekko góralski :> Ale jak to zauważyłam, więźba już stała i przepadło. Rozbieranie i poprawianie przesunęłoby dach w bliżej nieokreśloną przyszłość. Postanowiliśmy więc takie przerośnięte ganki pokochać!

Bałagan nam się na budowie zrobił w skutek pospiechu. Jedni biegiem rozbierali dom z zimowego ubranka, a drudzy już cięli drewno.

 20.04.2011

 Ponieważ domek nie posiada betonowych stropów, więźba miała być podparta na wewnętrznych ścianach konstrukcyjnych, z których cześć powstała już w trakcie budowy ścian zewnętrznych, resztę trzeba jeszcze dobudować.


Początkowo więźba oparła się na słupach. Wyglądała dość dziurawo, za to dużo słońca i świeżego powietrza w domku mieliśmy (jeszcze).


Ale z daleka zaczęło to już trochę jak dom wyglądać :)




22.04.2011

Słupów ciąg dalszy. Na razie wyglądało na to, że wszędzie mamy słupy!
Najlepsze były dwa: jeden w przedsionku na samym środku, a drugi w wąskim wejściu do jednego z pokoi. Jeszcze w przedsionku można było słup ominąć, ale pokój z punktu widzenia grubej baby (mnie :D ) zrobił się nieosiągalny! Chyba że przez okno :D


Pilnie trzeba było stawiać ściany do podparcia słupów. Poniżej widać wytyczone miejsca ustawienia ścian.




Przy okazji zobaczyliśmy jasno, że faktycznie Pan hydraulik troszkę nie trafił z rurologią stosowaną :D Jeden odpływ wylądował w ścianie(może to ma być odpowietrzenie, ale środek ściany dalej nie wydaje się najlepszą lokalizacją dla niego), drugi prawie na środku kotłowni, a innego nie miało być wcale. Dalej nie wiem co to właściwie za odpływ ten w ścianie? W przedpokoju coś mieliśmy mieć? Nic o tym nie wiem.




Trzeba było jeszcze kuć wylewkę i rury przesuwać.

26.04.2011

A tak wyglądał domek z patykami ze strony "ogrodu" :)
Trochę bliżej stoi cenne połączenie kosiarki z fabryka nawozu. Genialna sprawa, polecam :D
 




30.04.2011

A w kilka dni później domek otrzymał własna membranę! Od tej chwili nic na głowę w środku nie pada! Są już też niektóre obróbki blacharskie.


Od środka wygląda to trochę jak namiot.




 

MAJ

05.05.2011
Pogoda dopisała i dżungla ruszyła!  





Trwają prace przy stawianiu ścian wewnętrznych i kominów. Te ostatnie, jak widać doszły już pod dach.



A komin w salonie, który był postawiony częściowo jesienią, własnymi siłami, trzeba było rozebrać i przesunąć za ścianę, żeby ominąć więźbę.


pierwsza warstwa na nowym fundamencie.

 

12.05.2011 

Kominy wyrosły ponad dach!







21.05.2011

I zostały otynkowane.



A w środku spotkał nas wieki zawód. Te ściany po bokach zostały postawione przez fachowców. Z YTONGA!!! A ściana na przeciw przez nas - amatorów. Dostrzegacie różnicę? Jak to zobaczyłam to się prawie popłakałam! Ytong, robi bloczki równiutkie, stawia się je na klej, spoiny prawie nie widać.
Przed tynkowaniem wystarczy połatać miejsca gdzie się coś ukruszyło, przeszlifować i mamy gładka ścianę. A Panowie walnęli sobie spoiny jak do krzywej cegły! Min. 2cm i krzywo. A podobno się starali i strasznie narzekali, ze muszą usuwać nadmiar zaprawy - bo prosiłam, żeby mi nic nie wystawało. Ech. No i dlatego wolę własnymi siłami.



A tu słup na środku salonu. Miało go nie być, ale ostatecznie będzie wymieniony na ładniejszy i trochę grubszy i zostanie. Mieliśmy do wyboru, słup do podłogi, albo słup oparty na belce między ścianami, zawieszony nad salonem. Wydaje mi się, że tak będzie mniej dziwnie :)


CZERWIEC


02.06.2011
Kładzie się dachówka!



A z daleka wygląda całkiem jak dom :)





05.06.2011

A w trzy dni później dach prawie skończony. Nawet rynny ma :)




Niestety. Pan w hurtowni "trochę" się pomylił w wyliczeniach dachówki. Mamy więc dachówkę jeszcze chyba na garaż, za to zabrakło dachówek na rogi... No i zaczęło się czekanie na zamknięcie dachu! W nerwach, bo tam na szczycie odsłonięta jest membrana, która nie jest wieczna jeśli się ją na słońce wystawia!
Najpierw bardzo długo trwało ściąganie pojedynczych dachówek od producenta, bo w hurtowni nie było. A potem, przykre zaskoczenie. Panowie od dachu zaczęli się chyba migać. Jakoś nie mogli się wybrać, ciągle nie mieli czasu, albo już jechali, ale dojechać nie mogli, w końcu nie odbierali telefonów. Przykre, bo ekipa wcześniej pracowała pięknie, szef chłopak inteligentny i znający sie na swojej robocie, chętny do myślenia.
Ale w takiej sytuacji nie mogę już ich nikomu polecić. Jak to się skończyło napiszę we właściwym czasie.

LIPIEC

Przyjeżdżamy sobie na budowę a tu GOŚCIE! Na naszym cienkim kominie, wykończonym do tego metalowym daszkiem, ciężko pracuje bocian! Prawdopodobnie młody, pierwszy raz gniazdo chciał zakładać, bo to i za późno i nieporadny był dosyć. Czemu szaleniec wybrał nasz komin, nie wiem.
Miejsca na gniazdo tam nie ma! Ale patyki pracowicie znosił, wszystko mu spadało do rynien, napracował się jak wół, upaprał dach (jak to bocian :) ) i nic mu nie wyszło z tej budowy. A tydzień później był już z dziewczyną!


A my zaczęliśmy szukać metody jak mu pomóc. Bocianie gniazdo koło domu to na szczęście przecież! Po długich poszukiwaniach otrzymaliśmy informację (wielkie dzięki Maciek :) ), że prawdopodobnie można się zwrócić o pomoc do gminy! I owszem zwróciliśmy się. Gmina była chętna do pomocy. W Polsce funkcjonuje program ratowania bocianów i gminy mają środki i chęci do pomocy. Jest również prowadzona ewidencja i obserwacja gniazd. Niestety, w gminie mają kosze pod gniazda do mocowania na istniejących słupach. A u nas słupa brak.
Postawienie go przekracza chwilowo nasze możliwości finansowe. Takie gniazdo potrafi ważyć nawet tonę, a większość waży kilkaset kg. Więc, nie może to być byle patyk!
Na szczęście bociany się wyniosły i pewnie gdzie indziej to gniazdo w końcu założyły. Powodzenia Boćki! :) A kiedys i my sobie słup postawimy!

10.07.2011

Dom dostał drzwi i okna.



Z zamknięciem reszty trzeba poczekać. Nie pisałam wcześniej, że mieliśmy jeszcze innych mieszkańców :) Wewnątrz pod dachem założyła nam gniazdo para kopciuszków. I właściwie całe lato czekaliśmy aż wyprowadzą młode :) Co jakiś czas myśleliśmy, że to już a za tydzień znowu siedziały na jajkach! Na moje oko trzy lęgi wychowały! Niech im będzie na zdrowie.
Tak sobie myślę, że skoro ptaki koniecznie chcą u nas mieszkać to dom stoi w zdrowym miejscu i warto by tam szybko zamieszkać :)



 21.07.2011

Ptaki uprawiały swoje szaleństwa, a my w środku wojowaliśmy z pracami budowlanymi. Na tym zdjęciu widać piękne porównanie ściany stawianej fachową ręką - po prawej i stawianej przez amatora (Tomka) po lewej.
Materiał ten sam Silka, jeszcze równiejszy i gładszy niż Ytong. I ściana po lewej na upartego może być pomalowana i do użytku (będzie widać cienką siatkę połączeń. Ścianę po prawej odkuwałam z zaprawy, władowałam potem tonę szpachli, żeby wyrównać! Dalej ciężko mi zrozumieć co za problem postawić ścianę tak jak producent zaleca - na klej?
A tu mój zestaw "małego łatacza" :) Szpachelka, kawałek rynny i plaster bloczka do wyrównywania. I tym zestawem obsłużyłam wszystkie dziury w ścianach :)




27.08.2011

A tak wygląda nasz strop. Oczywiście dojdą poprzeczki, ocieplenie, izolacja i reszta :)



WRZESIEŃ
21.09.2011

Cierpliwość się skoczyła! Ekipa od dachu weszła w permanentny stan ukrywania się, jesień przyszła, zima za pasem. a my z dziurą w dachu!
Dzielny Tomek dał się na dach zagonić, poukładał dachówki kalenicowe i otrzymał taki wynik. (Upaprane przez bociany)




Widać tu tylko, że dachówki się nie schodzą, nie widać tego, że górna warstwa dachówek niżej też jakby nie dochodzi do kalenicowych. Poniżej powstaje dziura.
Wydawało się, że wystarczy dołożyć pół rzędu tu, jakieś połówki tam i będzie dobrze. Okazało sie jednak, ze nie ma ich do czego przymocować!
Zaczął więc Tomek zdejmować górny rządek i okazało się, że Panom się jakoś nie trafiło z łatami! Może dlatego tak niechętnie jechali bo wiedzieli, że trzeba będzie część rozebrać położyć dodatkowe łaty i od nowa poukładać wszystko! A mówili, że tylko te czapki dołożyć! Oj fachowcy...

25.09.2011

No i znowu amator poprawił robotę po fachowcach




Jest co podziwiać! :D




PAŹDZIERNIK

01.10.2011

Zamykamy dom :)
Ptaki odleciały zima idzie czas pozamykać szczyty ganków.



18.10.2011

Przyjechała wełna na ocieplenie dachu i stropów.




Kto by pomyślał, że tego tyle w taki mały dom wchodzi! Samochód nie wjechał pod dom, nie zmieścił się pod drzewami. Zrzucił więc wszystko na początku naszej drogi. Calutki dzień potem targaliśmy te bele do domu!

LISTOPAD

21.11.2011

Fragment ocieplenia.



Więcej zdjęć z roku 2011 nie mam. Ocieplaliśmy ile się dało wytrzymać zimno.
Bilans : Dom zadaszony. zamknięty. Parapety i ocieplenie pod nimi zrobione. Cześć tynków na ścianach, część w workach. Część ocieplenia dachu zrobiona, reszta w belach. Strop usztywniony i zamknięty od góry w części użytkowej poddasza. Instalacja elektryczna prawie skończona, skrzynka leży i czeka. Prąd na działce, trzeba dociągnąć do domu. Woda miała być do końca roku, ale jakoś ekipa gminna nie dotarła. I nie wiem co tam jeszcze z rzeczy większych...

Koniec na rok 2011.

poniedziałek, 26 marca 2012

Co z tym GMO?


Długo zbierałam się z wypowiedzią na ten temat. Myślę jednak, że każdy z nas powinien się sprawą żywo zainteresować. I jeśli tych zainteresowanych będzie odpowiednio dużo dojdzie wreszcie do wykonania badań obejmujących zagadnienie całościowo, wykonanych przez niezależnych naukowców nie "sponsorowanych" z kieszeni firm mających oczywisty interes w otrzymaniu pochwalnych opinii.

Obecnie sytuacja wygląda dość nieprzyjemnie. Z jednej strony mamy mocno nagłośniane opinie pojedynczych polityków, czy naukowców, z drugiej wypowiedzi przeciwników, które wpycha się "pod dywan", ucinając dyskusję stwierdzeniem niekompetencji tych ostatnich. A nie jest prawdą, że wypowiedzi przeciwników wynikają z ciemnoty i niewiedzy. Również ja pisząc poniższy tekst nie jestem kompletnym laikiem.
Krótkie wyjaśnienie. Odkąd pamiętam interesowała mnie biologia. Zawsze chłonęłam z wielkim zainteresowaniem dostępną wiedzę na temat. Kilka lat temu podjęłam decyzję o zajęciu się ogrodnictwem zawodowo, ukończyłam stosowną szkołę, nabyłam ziemię, buduję dom i jestem coraz bliżej zamieszkania, być może, w bezpośrednim sąsiedztwie upraw GMO, albo oprysków z nim związanych, albo zwierząt karmionych paszą z GMO. Jestem więc dogłębnie zainteresowana wyjaśnieniem sprawy. I odczuwam rosnący  niepokój.

I nie jest to niepokój bez przyczyny. Według posiadanej przez mnie wiedzy, uprawa roślin NIE odbywa się w oderwaniu od gleby, NIE udaje się bez owadów, grzybów, bakterii etc. Świat przyrody, o czym każde dziecko wie, jest bardzo skomplikowanym systemem WZAJEMNYCH powiązań, a pozostawienie w tym systemie JEDNEJ jego części prowadzi nieuchronnie do jego ostatecznej i nieodwracalnej zagłady. I jeśli tę zagładę zafundujemy sobie globalnie, niszcząc bezpowrotnie naturalne, pierwotne źródła genów, nie będzie już odwrotu. Myślę więc, że to ostatni moment, żeby potraktować sprawę bardzo poważnie i rozważyć wszelkie za i przeciw, póki nie jest za późno.

Nie bez znaczenia jest również problem monopolizacji rynku spożywczego przez maleńką grupkę firm mających monopol na GMO. I co najmniej jedna z tych firm, kontrolująca 70-100% upraw GMO, w swojej nieciekawej historii, zdążyła już wykazać się kompletnym brakiem etyki i poszanowania dla ludzkiego życia (Monsanto Company). Ja dziękuję za takiego karmiciela!

Polecam film nakręcony dla Canal+ "Świat według Monsanto", tylko dla ludzi o mocnych nerwach!

http://www.filmweb.pl/film/%C5%9Awiat+wed%C5%82ug+Monsanto-2008-497384

A teraz nasz Polska rzeczywistość.

Na Uniwersytecie Warszawskim ma się odbyć wykład Prof. dr hab. Piotra Węgleńskiego „Straszliwe GMO”. Bardzo cenna inicjatywa, zdawałoby się, że czegoś zaczniemy się dowiadywać. Zaglądamy jednak na stronę Uniwersytetu w poszukiwaniu wprowadzenia do wykładu i owszem znajdujemy wypowiedz Pana
profesora.

http://uw.edu.pl/aktualnosci/w_120327.html

Nie wiem jak Was, ale mnie się coś robi jak czytam, że przeciwnicy GMO to tylko jacyś tam idealiści, a ich stosunek do GMO przyrównywana jest do niechęci wobec Kopernika, szczepień, elektryczności czy internetu (hic!), wynikających wg. słów Pana profesora, z ciemnoty. Mocny początek dyskusji, niezaprzeczalnie! I coś mi to przypomina. Odnoszę wrażenie, że jako społeczeństwo, już kilka razy słyszeliśmy, że do czegoś nie dorośliśmy albo jesteśmy za głupi, żeby dokonać WŁAŚCIWYCH wyborów. I chciałabym się dowiedzieć czym różni się oświecenie Pana Profesora, od oświecenia np. :

KOMITETU OCHRONY PRZYRODY PAN,
który wydał oświadczenie w "W SPRAWIE UWALNIANIA DO ŚRODOWISKA ORGANIZMÓW MODYFIKOWANYCH GENETYCZNIE (GMO) – “KONIECZNOŚCI MORATORIUM I WIELOSTRONNYCH BADAŃ”

http://www.icppc.pl/antygmo/pliki/komitet_ochorny_przyrody_pan.pdf

czy

prof. dr hab. Stanisława Wiąckowskiego autora książki "GENETYCZNIE MODYFIKOWANE ORGANIZMY OBIETNICE I FAKTY" do uzyskania tutaj

http://www.izba-ochrona.pl/img/genetycznie-modyfikowane-organizmy-gmo-obietnice-i-fakty.pdf

albo

dr hab. Katarzyny Lisowskiej z Instytutu Onkologii w Gliwicach

http://odkrywcy.pl/kat,111404,title,Przeciwnicy-GMO-dr-hab-Katarzyna-Lisowska,wid,13708192,wiadomosc.html?_ticrsn=5&smg4sticaid=6e290

Jacyś mniej oświeceni są?

A na koniec pada pytanie "Dlaczego w Polsce i w Europie - w przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych - uczeni cieszą się tak małym zaufaniem?". Myślę, że odpowiedź jest prosta. Złe założenia przyjął Pan Profesor stawiając to pytanie. W Stanach Zjednoczonych skończyła się już jakiś czas temu demokracja. Zostało tylko złudzenie amerykańskiego snu, ale i z tego snu amerykanie się powoli budzą. Niestety "z ręką w nocniku". Nie jest tak, że ktoś ich pyta o zaufanie do nauki i że się nią w ogóle interesują. Na szczęście w Europie jeszcze obywatele mają głos. I czasem go słychać :)

I nieprawdą jest, ze wszystko co było dziełem naukowców, okazało się dla ludzkości dobre :D. Tak dla przykładu: mamy broń nuklearną, azbestowe dachy, szereg leków, których stosowanie nie wyszło nikomu na zdrowie, broń biologiczną, napalm itd. itp.

A Pan profesor chciałby żebyśmy cicho siedzieli i łykali dowolna papkę jaką nam się na do gardła wepchnie...

Ale szukam dalej wypowiedzi Pana Profesora. Bo w sumie ciekawe co ma do powiedzenia? Wykład dopiero jutro, kawałek drogi i nie wiem czy wybrać się czy nie?

Po pierwsze znajduje go jako uczestnika XXIII FUNGAL GENETICS CONFERENCE, March 15-20 2005, Asilomar Conference Center California, Konferencja sponsorowana przez koncerny biotechnologiczne, między innymi Monsanto. Niby nic złego i jakby normalne, ale jakoś przybliża go do Monsanto. Zaczynam być ostrożna. Może niesłusznie.

Na portalu Odkrywcy.pl znajduję artykuł Pani Urszuli Rybickiej (PAP) z wypowiedzią Pana Profesora Węglińskiego:

http://odkrywcy.pl/kat,111404,title,Zwolennicy-GMO-prof-Weglenski,wid,13707963,wiadomosc.html

A w nim fragment, który mnie lekko zbulwersował:
"Jak przyznał prof. Węgleński, postępowi w tej dziedzinie, podobnie jak w wielu innych, mogą towarzyszyć negatywne skutki, ale zapewnił, że naukowcy szczególnie uważnie przyglądają się wpływowi modyfikowanych organizmów na zdrowie ludzi i na środowisko. Okazuje się, że GMO nie powoduje więcej szkód niż uprawy zwykłych roślin współczesnymi metodami, a niekiedy nawet mniej - podkreślił.

- Jeśli chodzi o zagrożenia ekologiczne, to oczywiście na polu, gdzie uprawia się rośliny wydzielające same z siebie substancje owadobójcze, oprócz szkodników będą ginęły owady obojętne lub pożyteczne. Ale one giną również z powodu stosowanych powszechnie oprysków - tłumaczył naukowiec."

A mnie się zdawało, że Pan Profesor jest biologiem i do tego wie o czym mówi? Po pierwsze uprawy roślin transgenicznych (np. kukurydzy Monsanto), są nie tylko związane, ale wręcz uzależnione właśnie od oprysków stosowanych rutynowo i regularnie! Bez nich nie da rady!
A jeśli chodzi o owady pożyteczne, to po pierwsze w Unii Europejskiej silnie propagowane są tzw. uprawy integrowane, stosujące środki chemiczne tylko po przekroczeniu krytycznej ilości czynnika niszczącego uprawę, czyli opryski wcale nie są nagminne. Poza tym stosuje się opryski w taki sposób, żeby minimalizować szkody np. wśród pszczół. Propaguje się również inne metody ochrony organizmów obecnych w okolicach upraw, przykładowo w systemie tzw. dopłat dla rolników uwzględniono dopłaty do pasów zieleni (zwyczajnie chaszcze na miedzy :D), dzielących pola. Przy ogromnych monokulturach stosowanych w uprawach GMO (opłacalność, mechanizacja), nie ma miejsca na takie dzikie schronienia.

I oczywiście koronny argument zwolenników GMO. Wyżywienie rosnącej populacji ludzkiej.

Znaczy, że jak już te uprawy transgeniczne wyprą normalne rośliny, to zmieni się jakoś stosunek tych co produkują nadmiar żywności do tych, którzy głodują, czy jak? Na dzień dzisiejszy w Europie dopłaca się do NIEPRODUKOWANIA nadmiaru żywności! Wprowadza limity! Nagradza finansowo zalesianie nieużytków! Stany Zjednoczone też chyba nie cierpią głodu z powodu niesprawności tradycyjnych metod upraw?? Nie brakuje ziemi, czy ludzi, czy nasion, czy zwierząt  do wyprodukowania znacznie większej ilości żywności! A cześć ludzkości głoduje. Co Transgenika ma zmienić???

Można też znaleźć inne artykuły Pana profesora. Może innym razem pozwolę sobie wyrazić swoje zdanie na temat. W każdym razie, moim zdaniem Pan Profesor celowo pomija cześć niewygodnych faktów i pasjami wymyśla przeciwnikom od ciemnoty. Chyba na wykład sie nie wybiorę. Nie wygląda na to żebym mogła się tam jakieś prawdy dowiedzieć. Dalej czekam na rzetelne badania. I dalej się obawiam, że ich nie będzie, za to moje uprawy wytłucze Roundup, albo nie będzie pszczół żeby zapylić drzewa i krzewy owocowe...

Na koniec polecam opis genialnego produktu, nieodłącznie powiązanego z uprawami GMO Monsanto http://pl.wikipedia.org/wiki/Roundup , zwróćcie uwagę na "szkodliwość dla ludzi i zwierząt", a to tylko troszkę na ten temat.

To tyle na dzisiaj.

Smacznego i miłego chemicznego odchwaszczania.

No i zapraszam do dyskusji :)

czwartek, 15 marca 2012

Blue jeans

"Codzienna" bransoletka z fantastycznymi kulami trawionego agatu.


Urzekły mnie te spękane kule, w kolorze startego, miejscami podziurawionego i poplamionego jeansu. Mają nierówną, powierzchnie trochę przypominającą spękaną od suszy ziemię. Nadaje im to bardzo nowoczesny wyraz. Oprawione zostały w srebrzony drucik, a całości dopełniają ręcznie wykonane elementy. Łańcuszek umożliwia regulację długości.






Szuka właściciela.

środa, 14 marca 2012

Zamotane lato

Świetliste kolczyki z bursztynem.

Zostały wykonane ze srebrzonego drucika i "garstek" przejrzystego bursztynu w ciepłym miodowym kolorze. Chciałam zimową porą schwytać i uwięzić w srebrzystych zwojach odrobinę letniego słońca. Z założenia nie są perfekcyjne, zwoje biegną trochę niespokojnie, jak to przy próbach zatrzymania rzeczy równie ulotnych jak ciepło, słońce i lato.

Bursztyn w kolczykach pięknie przepuszcza światło nadając mu ciepłą barwę, a całość stanowi mocny, świetlisty akcent.



Szukają właściciela.

wtorek, 13 marca 2012

Figowy listek

Modna bransoletka ze skórzanego rzemyczka i srebra.

Styl, który kojarzy mi się z nastoletnimi latami, z hippisami, długimi włosami, kwiatami i wolnością :) Robiłam ją więc z ogromną przyjemnością!













Wszystkie okucia i łańcuszki wykonane ręcznie ze srebra 930. Złotawe kuleczki powstały ze srebrnego lutu. Największą atrakcją jest figowy listek wykonany mozolną metodą wielu kolejnych srebrzeń autentycznego, młodego listka figi. Jest więc dokładną kopią natury. Użyte srebro 999. Mocne oksydowanie, starannie wypolerowane, nadaje całości nieco postarzony wygląd.







Szuka właściciela.


poniedziałek, 12 marca 2012

Agatowa łza

A dzisiaj coś "z duszą". Gdzieś czytałam, że ręcznie robiona biżuteria niesie w sobie ogromny pozytywny ładunek. I chyba coś w tym jest, przecież zanim powstanie taki przedmiot,  autor myśli o nim, widzi go w snach, nosi w duszy. A gdy przychodzi czas tworzenia, każdy skręt materiału, każde wgłębienie, zdobienie są cyzelowane własnymi palcami z wielkim pietyzmem. Potem przedmiot jest gładzony i polerowany, a to przecież jest jak czułe głaskanie :) I serce jakie twórca w proces tworzenia włoży już na zawsze w takim drobiazgu zostaje...



Tym razem zrobiłam duży efektowny wisior wykonany techniką wire-wrapping ze srebra próby 930 i 999. Srebro zostało oksydowane i wypolerowane. Kamień to piękny polerowany agat w ciepłych kolorach otoczony srebrną koroneczką i ozdobiony motywem "roślinnym". Całość ma ok. 10 cm wysokości, i 5 cm szerokości.



U nowego właściciela.

niedziela, 11 marca 2012

Tu gdzie dzisiaj jest ściernisko cz2.

Jakaś taka długa przerwa w opowieści mi się zrobiła :D Może dlatego, że za oknem zima, a zimą nie budujemy? Ale teraz postaram się dociągnąć rok 2010 do końca.

Ściany fundamentowe powstawały w pocie i znoju. Lato zrobiło się takie bardziej koszmarne, temperatury w okolicach 30 stopni w cieniu. Nasza ekipa załamała się i przeniosła prace na godziny jak dla mnie całkiem nocne. Zaczynali tuż po świcie i uciekali przed południem.

28.06.2010

Jak widać ściany są, a na budowie pusto, całkiem jakby krasnoludki budowały :D


 30.06.2010
A tu jak widać udało się nam ekipę dopaść przy robocie. Pewnie na bezsenność cierpieliśmy, bo nie przypominam sobie nocowania na polu?
Już nawet kominy mają solidne podstawy

I dom odkopany, przygotowany do robienia izolacji.






03.07.2010
A w kilka dni później schody zyskały własne fundamenty

I przyjechały bloczki Ytong na ściany.

I tu rzeczywistość mnie przerosła :D Pierwotnie miałam kleić bloczki, bo tylko ja z całej ekipy już to robiłam. Ale Ytong wypuścił nowe wspaniałe super ciepłe bloczki i oczywiście, takie kupiliśmy. Tyle, że bloczek "urósł" w stosunku do pierwotnego i zabrakło mi rąk (za krótkie jakieś mi urosły), no i siły też. Pierwotny bloczek miał rozmiary 20x60x36, ten wspanialszy 20x60x48. A na takim to ja się już prawie mogę położyć plackiem z wyciągniętymi na boki łapami :D Nastąpiło szybkie przeszeregowanie w ekipie i Tomek awansował na głównego majstra.

10.07.2010
Ale zanim "nadejszła wiekopomna chwila" i początek naszej pracy, pan hydraulik wykonał pokręconą rurologię stosowaną, a ekipa wylała pierwszą wylewkę. 

Rurologia okazała się pokręcona dużo później, jak nadszedł czas stawiania ścian działowych, na razie niezupełnie mogłam zrozumieć co widzę. Wydawało mi się, że nie do końca hydraulikowi trafiło "się" w miejsca wyrysowane na projekcie :D Ale kładłam to na karb braku ścian i jakiegoś niewłaściwego patrzenia - no bo co? czy ja fachowiec jestem? Fachowiec kładł może tak ma być? Poza tym niewiele już można było poprawić, bo wylewka utrwaliła instalację tam gdzie była. Kucie wydłużyłoby budowę, a już i tak przez
upały mieliśmy spore spóźnienie. Tomka urlop się kończył i trzeba było biegusem brać się do roboty.

15.07.2010
No i nadszedł długo oczekiwany czas STAWIANIA ŚCIAN własnymi siłami.
Pierwszą warstwę położyła jeszcze ekipa naszego Kierownika. Potem przyjechał mój Tata i wykonał wizje lokalna :) i Majster z Ytonga,żeby nas nas przeszkolić. Fajnie, ze jest taka możliwość! Przyjechał, pokazał, udzielił różnych fajnych rad, dał prezenty :D i zostaliśmy na budowie sami!!!! AAAAAAAAAAAAAAAAAA

Sami - oznacza czteroosobową ekipę o bardzo ciekawym składzie. Nie wiem czy wiele domów jest budowanych przez tak przeintelektualizowane ekipy :D, w skład naszej wchodziło dwoje informatyków (w tym jedna baba, znaczy ja), lingwista angielski i student filologii klasycznej.

Tu nasi ugotowani na słoneczku językoznawcy



A tu pierwsze efekty pracy. Znaczy intelektualnie tyż można! :D

A że lato wcale nie zamierzało odpuścić i ciągłe przebywanie na słońcu groziło śmiercią lub ciężkim kalectwem, postawiliśmy sobie pierwszy dach!
Przynajmniej mogłam ciąć bloczki nie całkiem na słońcu, a panowie mieli gdzie się na chwile schować przed lejącym się z nieba żarem. Zastosowanie metody ekipy do fundamentów (blady świt i do południa), okazało się dla nas nieosiągalne.

19.07.2010
Zbrojenia pod okna, znaczy, że już cztery warstwy bloczków postawione!


23.07.2010
Mimo przesadnie słonecznej aury czasem deszcz pokropił, więc ściany były w przerwach w budowie starannie przykrywane. Bloczek komórkowy, zwłaszcza taki jak nasz jest bardzo porowaty, chłonie wodę, a jeśli się taki namoczony zaklei następną warstwą będzie bardzo długo oddawał wodę.


14.08.2010
Jak widać powoli, ale prace się posuwają. Urlop Tomka dawno się skoczył więc budowa idzie powoli systemem głównie weekendowym. Pracę utrudnia straszny upał, konieczność wnoszenia ton wielgaśnych bloczków do domu (jakoś nie trafiły do środka przy dostawie, dlaczego to już nie pamiętam).
Ale - widać już, że dom ma okna!


16.08.2010
Niespodzianka! Pierwszy lokator w domu i do tego jaki!
Przyjechaliśmy, ściągamy folie ze ścian, a na jednej ścianie śpi sobie schowany przed deszczem cudny nietoperek! Teraz już wiem, że był to przedstawiciel gatunku o najpiękniejszym futerku spotykanym wśród nietoperzy w Polsce - jego ekscelencja Mroczek posrebrzany. W życiu nie widziałam takiego ślicznego futerka! Faktycznie jak posypane srebrem! Może trochę przypomina Jenota w miniaturze.


Ale odkryć, nie znaczy wyprosić :D A wyprosić musieliśmy bo budowanie nad głową zwierzaka (nóżkami?) nie wydawało się nam bardzo stosowne... A nietoperek miał silne postanowienie, ze będzie tu spał dalej przyczepiony mocno do ściany i koniec! Na pski i sio nie reagował jakoś. Machanie łapami też go specjalnie nie wzruszało. Na popychanie reagował szczerzeniem ząbków i wydawaniem groźnych dźwięków. A maleństwo było takie, że baliśmy się go mocniej szturchnąć, żeby mu jakiejś krzywdy nie zrobić! No i weź tu człowieku buduj! W końcu jakoś dał się zniechęcić do spania i poleciał do lasu. Ufff...

06.10.2010
Nadszedł czas na wieńce na oknami. A żeby zbudować wieńce z kształtek U trzeba je jakoś podeprzeć! Zdobycie niewielkiej ilości odpowiedniego drewna okazało się niemożliwe. Ale od czego ludzka pomysłowość? Nasze podpory wykonaliśmy z rozebranych palet, skleconych w zgrabne saneczki :)


30.10.2010
No i nadproże zbudowane, ocieplone, zazbrojone i zalane betonem! znaczy, że okna można już montować! :D


I w takim domu chciał zamieszkać Mailo... Mniej więcej w tym czasie się u nas zjawił.

11.11.2010
Zimno się zrobiło troszkę. Ekipa poubierana tak bardziej w "co tam miałem to założyłem"


Ale wieńce obudowane płytkami, zazbrojone, ocieplone i przygotowane do zalania betonem.


Zima się szczęśliwie nie spieszyła więc, zaraz potem beton został wylany i prace na ten rok się właściwie skończyły.

Pozostało tylko:

11.12.2010
Zapakowanie domku na zimę :D


Ciąg dalszy w następnym roku i kolejnej części.