poniedziałek, 26 marca 2012

Co z tym GMO?


Długo zbierałam się z wypowiedzią na ten temat. Myślę jednak, że każdy z nas powinien się sprawą żywo zainteresować. I jeśli tych zainteresowanych będzie odpowiednio dużo dojdzie wreszcie do wykonania badań obejmujących zagadnienie całościowo, wykonanych przez niezależnych naukowców nie "sponsorowanych" z kieszeni firm mających oczywisty interes w otrzymaniu pochwalnych opinii.

Obecnie sytuacja wygląda dość nieprzyjemnie. Z jednej strony mamy mocno nagłośniane opinie pojedynczych polityków, czy naukowców, z drugiej wypowiedzi przeciwników, które wpycha się "pod dywan", ucinając dyskusję stwierdzeniem niekompetencji tych ostatnich. A nie jest prawdą, że wypowiedzi przeciwników wynikają z ciemnoty i niewiedzy. Również ja pisząc poniższy tekst nie jestem kompletnym laikiem.
Krótkie wyjaśnienie. Odkąd pamiętam interesowała mnie biologia. Zawsze chłonęłam z wielkim zainteresowaniem dostępną wiedzę na temat. Kilka lat temu podjęłam decyzję o zajęciu się ogrodnictwem zawodowo, ukończyłam stosowną szkołę, nabyłam ziemię, buduję dom i jestem coraz bliżej zamieszkania, być może, w bezpośrednim sąsiedztwie upraw GMO, albo oprysków z nim związanych, albo zwierząt karmionych paszą z GMO. Jestem więc dogłębnie zainteresowana wyjaśnieniem sprawy. I odczuwam rosnący  niepokój.

I nie jest to niepokój bez przyczyny. Według posiadanej przez mnie wiedzy, uprawa roślin NIE odbywa się w oderwaniu od gleby, NIE udaje się bez owadów, grzybów, bakterii etc. Świat przyrody, o czym każde dziecko wie, jest bardzo skomplikowanym systemem WZAJEMNYCH powiązań, a pozostawienie w tym systemie JEDNEJ jego części prowadzi nieuchronnie do jego ostatecznej i nieodwracalnej zagłady. I jeśli tę zagładę zafundujemy sobie globalnie, niszcząc bezpowrotnie naturalne, pierwotne źródła genów, nie będzie już odwrotu. Myślę więc, że to ostatni moment, żeby potraktować sprawę bardzo poważnie i rozważyć wszelkie za i przeciw, póki nie jest za późno.

Nie bez znaczenia jest również problem monopolizacji rynku spożywczego przez maleńką grupkę firm mających monopol na GMO. I co najmniej jedna z tych firm, kontrolująca 70-100% upraw GMO, w swojej nieciekawej historii, zdążyła już wykazać się kompletnym brakiem etyki i poszanowania dla ludzkiego życia (Monsanto Company). Ja dziękuję za takiego karmiciela!

Polecam film nakręcony dla Canal+ "Świat według Monsanto", tylko dla ludzi o mocnych nerwach!

http://www.filmweb.pl/film/%C5%9Awiat+wed%C5%82ug+Monsanto-2008-497384

A teraz nasz Polska rzeczywistość.

Na Uniwersytecie Warszawskim ma się odbyć wykład Prof. dr hab. Piotra Węgleńskiego „Straszliwe GMO”. Bardzo cenna inicjatywa, zdawałoby się, że czegoś zaczniemy się dowiadywać. Zaglądamy jednak na stronę Uniwersytetu w poszukiwaniu wprowadzenia do wykładu i owszem znajdujemy wypowiedz Pana
profesora.

http://uw.edu.pl/aktualnosci/w_120327.html

Nie wiem jak Was, ale mnie się coś robi jak czytam, że przeciwnicy GMO to tylko jacyś tam idealiści, a ich stosunek do GMO przyrównywana jest do niechęci wobec Kopernika, szczepień, elektryczności czy internetu (hic!), wynikających wg. słów Pana profesora, z ciemnoty. Mocny początek dyskusji, niezaprzeczalnie! I coś mi to przypomina. Odnoszę wrażenie, że jako społeczeństwo, już kilka razy słyszeliśmy, że do czegoś nie dorośliśmy albo jesteśmy za głupi, żeby dokonać WŁAŚCIWYCH wyborów. I chciałabym się dowiedzieć czym różni się oświecenie Pana Profesora, od oświecenia np. :

KOMITETU OCHRONY PRZYRODY PAN,
który wydał oświadczenie w "W SPRAWIE UWALNIANIA DO ŚRODOWISKA ORGANIZMÓW MODYFIKOWANYCH GENETYCZNIE (GMO) – “KONIECZNOŚCI MORATORIUM I WIELOSTRONNYCH BADAŃ”

http://www.icppc.pl/antygmo/pliki/komitet_ochorny_przyrody_pan.pdf

czy

prof. dr hab. Stanisława Wiąckowskiego autora książki "GENETYCZNIE MODYFIKOWANE ORGANIZMY OBIETNICE I FAKTY" do uzyskania tutaj

http://www.izba-ochrona.pl/img/genetycznie-modyfikowane-organizmy-gmo-obietnice-i-fakty.pdf

albo

dr hab. Katarzyny Lisowskiej z Instytutu Onkologii w Gliwicach

http://odkrywcy.pl/kat,111404,title,Przeciwnicy-GMO-dr-hab-Katarzyna-Lisowska,wid,13708192,wiadomosc.html?_ticrsn=5&smg4sticaid=6e290

Jacyś mniej oświeceni są?

A na koniec pada pytanie "Dlaczego w Polsce i w Europie - w przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych - uczeni cieszą się tak małym zaufaniem?". Myślę, że odpowiedź jest prosta. Złe założenia przyjął Pan Profesor stawiając to pytanie. W Stanach Zjednoczonych skończyła się już jakiś czas temu demokracja. Zostało tylko złudzenie amerykańskiego snu, ale i z tego snu amerykanie się powoli budzą. Niestety "z ręką w nocniku". Nie jest tak, że ktoś ich pyta o zaufanie do nauki i że się nią w ogóle interesują. Na szczęście w Europie jeszcze obywatele mają głos. I czasem go słychać :)

I nieprawdą jest, ze wszystko co było dziełem naukowców, okazało się dla ludzkości dobre :D. Tak dla przykładu: mamy broń nuklearną, azbestowe dachy, szereg leków, których stosowanie nie wyszło nikomu na zdrowie, broń biologiczną, napalm itd. itp.

A Pan profesor chciałby żebyśmy cicho siedzieli i łykali dowolna papkę jaką nam się na do gardła wepchnie...

Ale szukam dalej wypowiedzi Pana Profesora. Bo w sumie ciekawe co ma do powiedzenia? Wykład dopiero jutro, kawałek drogi i nie wiem czy wybrać się czy nie?

Po pierwsze znajduje go jako uczestnika XXIII FUNGAL GENETICS CONFERENCE, March 15-20 2005, Asilomar Conference Center California, Konferencja sponsorowana przez koncerny biotechnologiczne, między innymi Monsanto. Niby nic złego i jakby normalne, ale jakoś przybliża go do Monsanto. Zaczynam być ostrożna. Może niesłusznie.

Na portalu Odkrywcy.pl znajduję artykuł Pani Urszuli Rybickiej (PAP) z wypowiedzią Pana Profesora Węglińskiego:

http://odkrywcy.pl/kat,111404,title,Zwolennicy-GMO-prof-Weglenski,wid,13707963,wiadomosc.html

A w nim fragment, który mnie lekko zbulwersował:
"Jak przyznał prof. Węgleński, postępowi w tej dziedzinie, podobnie jak w wielu innych, mogą towarzyszyć negatywne skutki, ale zapewnił, że naukowcy szczególnie uważnie przyglądają się wpływowi modyfikowanych organizmów na zdrowie ludzi i na środowisko. Okazuje się, że GMO nie powoduje więcej szkód niż uprawy zwykłych roślin współczesnymi metodami, a niekiedy nawet mniej - podkreślił.

- Jeśli chodzi o zagrożenia ekologiczne, to oczywiście na polu, gdzie uprawia się rośliny wydzielające same z siebie substancje owadobójcze, oprócz szkodników będą ginęły owady obojętne lub pożyteczne. Ale one giną również z powodu stosowanych powszechnie oprysków - tłumaczył naukowiec."

A mnie się zdawało, że Pan Profesor jest biologiem i do tego wie o czym mówi? Po pierwsze uprawy roślin transgenicznych (np. kukurydzy Monsanto), są nie tylko związane, ale wręcz uzależnione właśnie od oprysków stosowanych rutynowo i regularnie! Bez nich nie da rady!
A jeśli chodzi o owady pożyteczne, to po pierwsze w Unii Europejskiej silnie propagowane są tzw. uprawy integrowane, stosujące środki chemiczne tylko po przekroczeniu krytycznej ilości czynnika niszczącego uprawę, czyli opryski wcale nie są nagminne. Poza tym stosuje się opryski w taki sposób, żeby minimalizować szkody np. wśród pszczół. Propaguje się również inne metody ochrony organizmów obecnych w okolicach upraw, przykładowo w systemie tzw. dopłat dla rolników uwzględniono dopłaty do pasów zieleni (zwyczajnie chaszcze na miedzy :D), dzielących pola. Przy ogromnych monokulturach stosowanych w uprawach GMO (opłacalność, mechanizacja), nie ma miejsca na takie dzikie schronienia.

I oczywiście koronny argument zwolenników GMO. Wyżywienie rosnącej populacji ludzkiej.

Znaczy, że jak już te uprawy transgeniczne wyprą normalne rośliny, to zmieni się jakoś stosunek tych co produkują nadmiar żywności do tych, którzy głodują, czy jak? Na dzień dzisiejszy w Europie dopłaca się do NIEPRODUKOWANIA nadmiaru żywności! Wprowadza limity! Nagradza finansowo zalesianie nieużytków! Stany Zjednoczone też chyba nie cierpią głodu z powodu niesprawności tradycyjnych metod upraw?? Nie brakuje ziemi, czy ludzi, czy nasion, czy zwierząt  do wyprodukowania znacznie większej ilości żywności! A cześć ludzkości głoduje. Co Transgenika ma zmienić???

Można też znaleźć inne artykuły Pana profesora. Może innym razem pozwolę sobie wyrazić swoje zdanie na temat. W każdym razie, moim zdaniem Pan Profesor celowo pomija cześć niewygodnych faktów i pasjami wymyśla przeciwnikom od ciemnoty. Chyba na wykład sie nie wybiorę. Nie wygląda na to żebym mogła się tam jakieś prawdy dowiedzieć. Dalej czekam na rzetelne badania. I dalej się obawiam, że ich nie będzie, za to moje uprawy wytłucze Roundup, albo nie będzie pszczół żeby zapylić drzewa i krzewy owocowe...

Na koniec polecam opis genialnego produktu, nieodłącznie powiązanego z uprawami GMO Monsanto http://pl.wikipedia.org/wiki/Roundup , zwróćcie uwagę na "szkodliwość dla ludzi i zwierząt", a to tylko troszkę na ten temat.

To tyle na dzisiaj.

Smacznego i miłego chemicznego odchwaszczania.

No i zapraszam do dyskusji :)

czwartek, 15 marca 2012

Blue jeans

"Codzienna" bransoletka z fantastycznymi kulami trawionego agatu.


Urzekły mnie te spękane kule, w kolorze startego, miejscami podziurawionego i poplamionego jeansu. Mają nierówną, powierzchnie trochę przypominającą spękaną od suszy ziemię. Nadaje im to bardzo nowoczesny wyraz. Oprawione zostały w srebrzony drucik, a całości dopełniają ręcznie wykonane elementy. Łańcuszek umożliwia regulację długości.






Szuka właściciela.

środa, 14 marca 2012

Zamotane lato

Świetliste kolczyki z bursztynem.

Zostały wykonane ze srebrzonego drucika i "garstek" przejrzystego bursztynu w ciepłym miodowym kolorze. Chciałam zimową porą schwytać i uwięzić w srebrzystych zwojach odrobinę letniego słońca. Z założenia nie są perfekcyjne, zwoje biegną trochę niespokojnie, jak to przy próbach zatrzymania rzeczy równie ulotnych jak ciepło, słońce i lato.

Bursztyn w kolczykach pięknie przepuszcza światło nadając mu ciepłą barwę, a całość stanowi mocny, świetlisty akcent.



Szukają właściciela.

wtorek, 13 marca 2012

Figowy listek

Modna bransoletka ze skórzanego rzemyczka i srebra.

Styl, który kojarzy mi się z nastoletnimi latami, z hippisami, długimi włosami, kwiatami i wolnością :) Robiłam ją więc z ogromną przyjemnością!













Wszystkie okucia i łańcuszki wykonane ręcznie ze srebra 930. Złotawe kuleczki powstały ze srebrnego lutu. Największą atrakcją jest figowy listek wykonany mozolną metodą wielu kolejnych srebrzeń autentycznego, młodego listka figi. Jest więc dokładną kopią natury. Użyte srebro 999. Mocne oksydowanie, starannie wypolerowane, nadaje całości nieco postarzony wygląd.







Szuka właściciela.


poniedziałek, 12 marca 2012

Agatowa łza

A dzisiaj coś "z duszą". Gdzieś czytałam, że ręcznie robiona biżuteria niesie w sobie ogromny pozytywny ładunek. I chyba coś w tym jest, przecież zanim powstanie taki przedmiot,  autor myśli o nim, widzi go w snach, nosi w duszy. A gdy przychodzi czas tworzenia, każdy skręt materiału, każde wgłębienie, zdobienie są cyzelowane własnymi palcami z wielkim pietyzmem. Potem przedmiot jest gładzony i polerowany, a to przecież jest jak czułe głaskanie :) I serce jakie twórca w proces tworzenia włoży już na zawsze w takim drobiazgu zostaje...



Tym razem zrobiłam duży efektowny wisior wykonany techniką wire-wrapping ze srebra próby 930 i 999. Srebro zostało oksydowane i wypolerowane. Kamień to piękny polerowany agat w ciepłych kolorach otoczony srebrną koroneczką i ozdobiony motywem "roślinnym". Całość ma ok. 10 cm wysokości, i 5 cm szerokości.



U nowego właściciela.

niedziela, 11 marca 2012

Tu gdzie dzisiaj jest ściernisko cz2.

Jakaś taka długa przerwa w opowieści mi się zrobiła :D Może dlatego, że za oknem zima, a zimą nie budujemy? Ale teraz postaram się dociągnąć rok 2010 do końca.

Ściany fundamentowe powstawały w pocie i znoju. Lato zrobiło się takie bardziej koszmarne, temperatury w okolicach 30 stopni w cieniu. Nasza ekipa załamała się i przeniosła prace na godziny jak dla mnie całkiem nocne. Zaczynali tuż po świcie i uciekali przed południem.

28.06.2010

Jak widać ściany są, a na budowie pusto, całkiem jakby krasnoludki budowały :D


 30.06.2010
A tu jak widać udało się nam ekipę dopaść przy robocie. Pewnie na bezsenność cierpieliśmy, bo nie przypominam sobie nocowania na polu?
Już nawet kominy mają solidne podstawy

I dom odkopany, przygotowany do robienia izolacji.






03.07.2010
A w kilka dni później schody zyskały własne fundamenty

I przyjechały bloczki Ytong na ściany.

I tu rzeczywistość mnie przerosła :D Pierwotnie miałam kleić bloczki, bo tylko ja z całej ekipy już to robiłam. Ale Ytong wypuścił nowe wspaniałe super ciepłe bloczki i oczywiście, takie kupiliśmy. Tyle, że bloczek "urósł" w stosunku do pierwotnego i zabrakło mi rąk (za krótkie jakieś mi urosły), no i siły też. Pierwotny bloczek miał rozmiary 20x60x36, ten wspanialszy 20x60x48. A na takim to ja się już prawie mogę położyć plackiem z wyciągniętymi na boki łapami :D Nastąpiło szybkie przeszeregowanie w ekipie i Tomek awansował na głównego majstra.

10.07.2010
Ale zanim "nadejszła wiekopomna chwila" i początek naszej pracy, pan hydraulik wykonał pokręconą rurologię stosowaną, a ekipa wylała pierwszą wylewkę. 

Rurologia okazała się pokręcona dużo później, jak nadszedł czas stawiania ścian działowych, na razie niezupełnie mogłam zrozumieć co widzę. Wydawało mi się, że nie do końca hydraulikowi trafiło "się" w miejsca wyrysowane na projekcie :D Ale kładłam to na karb braku ścian i jakiegoś niewłaściwego patrzenia - no bo co? czy ja fachowiec jestem? Fachowiec kładł może tak ma być? Poza tym niewiele już można było poprawić, bo wylewka utrwaliła instalację tam gdzie była. Kucie wydłużyłoby budowę, a już i tak przez
upały mieliśmy spore spóźnienie. Tomka urlop się kończył i trzeba było biegusem brać się do roboty.

15.07.2010
No i nadszedł długo oczekiwany czas STAWIANIA ŚCIAN własnymi siłami.
Pierwszą warstwę położyła jeszcze ekipa naszego Kierownika. Potem przyjechał mój Tata i wykonał wizje lokalna :) i Majster z Ytonga,żeby nas nas przeszkolić. Fajnie, ze jest taka możliwość! Przyjechał, pokazał, udzielił różnych fajnych rad, dał prezenty :D i zostaliśmy na budowie sami!!!! AAAAAAAAAAAAAAAAAA

Sami - oznacza czteroosobową ekipę o bardzo ciekawym składzie. Nie wiem czy wiele domów jest budowanych przez tak przeintelektualizowane ekipy :D, w skład naszej wchodziło dwoje informatyków (w tym jedna baba, znaczy ja), lingwista angielski i student filologii klasycznej.

Tu nasi ugotowani na słoneczku językoznawcy



A tu pierwsze efekty pracy. Znaczy intelektualnie tyż można! :D

A że lato wcale nie zamierzało odpuścić i ciągłe przebywanie na słońcu groziło śmiercią lub ciężkim kalectwem, postawiliśmy sobie pierwszy dach!
Przynajmniej mogłam ciąć bloczki nie całkiem na słońcu, a panowie mieli gdzie się na chwile schować przed lejącym się z nieba żarem. Zastosowanie metody ekipy do fundamentów (blady świt i do południa), okazało się dla nas nieosiągalne.

19.07.2010
Zbrojenia pod okna, znaczy, że już cztery warstwy bloczków postawione!


23.07.2010
Mimo przesadnie słonecznej aury czasem deszcz pokropił, więc ściany były w przerwach w budowie starannie przykrywane. Bloczek komórkowy, zwłaszcza taki jak nasz jest bardzo porowaty, chłonie wodę, a jeśli się taki namoczony zaklei następną warstwą będzie bardzo długo oddawał wodę.


14.08.2010
Jak widać powoli, ale prace się posuwają. Urlop Tomka dawno się skoczył więc budowa idzie powoli systemem głównie weekendowym. Pracę utrudnia straszny upał, konieczność wnoszenia ton wielgaśnych bloczków do domu (jakoś nie trafiły do środka przy dostawie, dlaczego to już nie pamiętam).
Ale - widać już, że dom ma okna!


16.08.2010
Niespodzianka! Pierwszy lokator w domu i do tego jaki!
Przyjechaliśmy, ściągamy folie ze ścian, a na jednej ścianie śpi sobie schowany przed deszczem cudny nietoperek! Teraz już wiem, że był to przedstawiciel gatunku o najpiękniejszym futerku spotykanym wśród nietoperzy w Polsce - jego ekscelencja Mroczek posrebrzany. W życiu nie widziałam takiego ślicznego futerka! Faktycznie jak posypane srebrem! Może trochę przypomina Jenota w miniaturze.


Ale odkryć, nie znaczy wyprosić :D A wyprosić musieliśmy bo budowanie nad głową zwierzaka (nóżkami?) nie wydawało się nam bardzo stosowne... A nietoperek miał silne postanowienie, ze będzie tu spał dalej przyczepiony mocno do ściany i koniec! Na pski i sio nie reagował jakoś. Machanie łapami też go specjalnie nie wzruszało. Na popychanie reagował szczerzeniem ząbków i wydawaniem groźnych dźwięków. A maleństwo było takie, że baliśmy się go mocniej szturchnąć, żeby mu jakiejś krzywdy nie zrobić! No i weź tu człowieku buduj! W końcu jakoś dał się zniechęcić do spania i poleciał do lasu. Ufff...

06.10.2010
Nadszedł czas na wieńce na oknami. A żeby zbudować wieńce z kształtek U trzeba je jakoś podeprzeć! Zdobycie niewielkiej ilości odpowiedniego drewna okazało się niemożliwe. Ale od czego ludzka pomysłowość? Nasze podpory wykonaliśmy z rozebranych palet, skleconych w zgrabne saneczki :)


30.10.2010
No i nadproże zbudowane, ocieplone, zazbrojone i zalane betonem! znaczy, że okna można już montować! :D


I w takim domu chciał zamieszkać Mailo... Mniej więcej w tym czasie się u nas zjawił.

11.11.2010
Zimno się zrobiło troszkę. Ekipa poubierana tak bardziej w "co tam miałem to założyłem"


Ale wieńce obudowane płytkami, zazbrojone, ocieplone i przygotowane do zalania betonem.


Zima się szczęśliwie nie spieszyła więc, zaraz potem beton został wylany i prace na ten rok się właściwie skończyły.

Pozostało tylko:

11.12.2010
Zapakowanie domku na zimę :D


Ciąg dalszy w następnym roku i kolejnej części.

sobota, 10 marca 2012

Polacy rozmawiają - Kolejka


Wybraliśmy się dzisiaj po zakupy do galerii handlowej. 
Z marketu wyszliśmy z trzema ogromnymi siatami.
W obliczu "rekordowej kumulacji" w lotto udaliśmy się do punktu z lottomatem, coby temu losowi trochę pomóc :D
Siaty zostały ustawione kilka kroków od lady, ja stanęłam na straży, Tomek poszedł wypełniać kupony i odstać swoje w kolejce. Ludzi przybywało i koniec ogonka znalazł się ze dwa kroki przede mną.
Siaty ciężkie, jak dla mnie przytwierdzone do podłoża na stałe, no nie ruszę ich! Więc stoję sobie dalej tak niezbyt fortunnie...

Jesteśmy dosyć grzecznym narodem, więc zaczęły się pytania o moja przynależność do kolejki :D

Słyszę zza pleców:
- czy pani też w kolejce?
Myślę sobie, że ani w kolejce ani też, więc odpowiadam grzecznie
- Nie, proszę.

Po chwili młody mężczyzna pyta:
- czy pani czeka?
No kurcze, czekam, ale co go to w sumie obchodzi? Pewnie pyta o tę kolejkę? Jak tu odpowiedzieć nie kłamiąc i nie wdając się w tłumaczenia, że owszem czekam, ale chyba nie na to na co on chciałby... Mówię w końcu wskazując ogonek:
- Proszę

Mija jakieś 10 sekund i słyszę kobiecy głos zza pleców:
- czy pani stoi?
Tu mi lekko dech zaparło i chwilę zbierałam się z doborem słów, bo pierwsza odpowiedź jaka mi przyszła do głowy - "Nie, leżę!" wydała mi się niezbyt grzeczna :D No co, nie widać, że stoję? Nie siedzę, nie pląsam przecież? Stoję jak wół! :D

itd. itp.

Bywają tez pytania bardziej osobiste, najbardziej podoba mi się - "czy pani ostatnia?" Słyszałam lekko oburzoną odpowiedź atrakcyjnej pani w średnim wieku " No nie taka znowu ostatnia" :D
Kiedyś padało pytanie "za czym ta kolejka". Tu odpowiedzi mogły być różne, bo i kolejki, zakręcały, wiły się po ulicach. Mogła być "za rogiem", albo "za kioskiem" albo za czymkolwiek innym, chociaż pytanie wcale nie dotyczyło lokalizacji, a oferowanego towaru. Gorzej jeśli pytanie brzmiało "za czym pani stoi", bo osoba przed panią mogła się obrócić i poprawić " nie za czym tylko za kim! ZA MNĄ!" :D

Jak różnie można używać ojczystego języka. Mimo powszechnej i obowiązkowej oświaty i wielu lat nauki języka polskiego w szkole. Ostatnio nawet ktoś oświadczył mi autorytatywnie, że to nie błedy językowe, a ewolucja języka...

Najciekawsze, że jakoś się jeszcze rozumiemy :D

piątek, 9 marca 2012

Internet to ZUO!!! :D

Miałam napisać o tym jacy biedni są niektórzy ludzie, na których świat ze wszystkich stron czyha, tu masoni tu Żydzi tam cykliści itd. itp. Ale po przemyśleniu sprawy uznałam, że napiszę o tychże ludziach w dobie Internetu.

Jeszcze, powiedzmy, 20 lat temu źródłem bieżących informacji była telewizja, gazety, czasopisma i sąsiedzi. I wiadomo było, że: "telewizja kłamie", gazety szukają taniej sensacji, a sąsiedzi? No, są rożni. :)

A dzisiaj?
W telewizji oglądamy głownie głupie seriale. O czym? O NIESZCZĘŚLIWEJ miłości, o STRASZLIWYCH morderstwach, o BEZNADZIEJNYCH amerykańskich rodzinach, sport, wyjątkowo trafimy na jakąś perełkę w postaci dobrej komedii, czy ciekawego filmu. Discovery jest płatne, więc, przynajmniej w Polsce, większość go nie ma, albo programy uważa za nudne i nie ogląda, to samo z innymi ambitniejszymi kanałami.
Gazety? No nie zmieniły się specjalnie, jest ich tylko więcej.
Czasopisma? Wybór wielki i jakość informacji od niego zależy.
Sąsiedzi? Nie zmienili się :) Większość jest "różna", a z mądrzejszymi albo nie mamy okazji porozmawiać, bo są zajęci z natury, albo miło gawędzimy o pieskach i pogodzie.

No ale mamy INTERNET! A w nim? Telewizji niewiele, gazet trochę, i miliony
sąsiadów! I jak to sąsiedzi: ci mądrzejsi... Ale o nich pisałam wyżej :) Za to ci "różni"! Ha! Wreszcie mają pole do popisu! Wystarczy jakąkolwiek głupotę wymyślić i opublikować. Jeśli jest odpowiednio "sensacyjna" znajduje tysiące czytelników! Ba! Jest powtarzana i rozwijana! W ten sposób powstaje pozornie mocna podstawa, do tego żeby nieświadomy Internauta uznał ją za prawdę objawioną. Bo skoro tyle ludzi o zjawisku pisze, to na pewno coś w tym jest. Jest takie stare powiedzenie żydowskie: " Jeśli jedna osoba mówi ci, że masz ośle uszy, nie przejmuj się, jeśli dwie osoby mówią ci, że masz ośle uszy, nie przejmuj się, jeśli pięć osób powie ci, ze masz ośle uszy - popatrz w lustro!" I mniej więcej tak to działa. Jest mnóstwo prywatnych stron zajmujących się publikowaniem właśnie takich sensacji. Mają ogromną liczbę wejść, ludzie sobie linki do nich podają! Stają się dla wielu głównym źródłem wiedzy o świecie! A ponieważ ludzka pomysłowość nie ma granic, a mamy jakąś dziwna skłonność do szukania "drugiego dna", więc czemu i na tym nie robić "kariery" w Internecie? Bierzemy informację, przyglądamy się jej, szukamy w pamięci jakiejś spiskowej teorii, do której pasuje no i mamy SUPER TEMAT! Ludzie będą czytać! Powtarzać! Rozwijać! No, będzie się działo!
Ile czasu potem człowiek traci, żeby sprawdzić jak ten temat wyglądał pierwotnie i czy to znowu nie jest jakaś bujda, to jego!

Pamiętam jak kiedyś tam w ubiegłym roku, moja znajoma uraczyła mnie ciekawą informacją. Otóż, wg tejże informacji odnaleziono, bodaj w Mongolii szkielet giganta! I podaje mi link do filmiku na Yuotube. No to ja dawaj oglądać, czytać, dowiadywać się więcej. Ech... ile czasu mnie zajęło to urocze zajęcie! Znalazłam oczywiście wiele informacji i zdjęć tegoż "olbrzyma", oczywiście obok stał prawdziwy człowiek, żeby można było ocenić sobie skalę zjawiska. Na części zdjęć, żeby tak było sensacyjnej, szkielet miał (hic!) rewolwer i pas z nabojami !!!! Uhuhuhu. Przy rewolwerze mnie ruszyło. Jak przedtem miałam wątpliwości, tak przestałam je mieć. No i zaczęłam szukać. I oczywiście znalazłam. I zdjęcie pierwotne i (uwaga!) autora akcji! Zwyczajnie zrobił żart co dokładnie opisał na swoim blogu. I tyle na temat wiarygodności Internetu jako źródła informacji. Ale to jeszcze nie koniec.
Ta informacja dalej funkcjonuje, co więcej rozwija się! Nie dość, że wciąż znajduję ją jako nowinkę na kolejnych prywatnych portalach "informacyjnych" (ostatnio nie dalej niż tydzień temu), to jeszcze szkielet się rozmnożył. Teraz został znaleziony (ten sam! to samo zdjęcie) również we Francji i Indiach! Więcej nie szukałam bo szkoda mi czasu. No luuudzie...

Inny modny ostatnio temat. Koniec Świata. Bo wiecie. Ten kalendarz Majów, (czy Inków, nie pamiętam już), się kończy. Że miał się skończyć, o ile pamięć mnie nie myli, już w zeszłym roku, to nieważne! Świat sie nie skończył więc termin przesunięto, na rok obecny. Temat rzeka! Internet tym żyje!!!
A ja się pogubiłam nieco. Ludzie widzą "znaki".
Bo weszliśmy w galaktyce w chmurę (HA) NIEZBADANEJ energii. No wiadomo, niezbadane = sensacyjne. Że w swojej wędrówce po naszej Galaktyce Ziemia zbliża się do miejsca dużego zagęszczenia materii, to ja czytałam ładnych kilka lat temu, żadna sensacja jak dla mnie. W swojej "podróży" Ziemia przechodziła przez to miejsce już nie raz i dalej trwa jak widać. Może i już dotarliśmy, nie wiem.
W każdym razie, co wiadomo, ciała niebieskie na siebie oddziaływają, co może się objawiać większą aktywnością sejsmiczną. Czy ona taka znowu większa to nie jestem pewna, może trochę.
Bo jak poszukać to wulkany wybuchały, wybuchają i wybuchać będą.
Trzęsienia ziemi nie są niczym nowym, też były są i będą.
Powodzie? to samo.
Wybuchy na słońcu? Też normalne i cykliczne. Owszem jest skutek tegorocznych burz na słońcu - z orbity zniknęło kilka procent kosmicznych śmieci. Zostały zepchnięte do atmosfery, gdzie albo spłonęły albo nie. Te ostatnie spadły na ziemię, o czym można w Internecie poczytać, a jakże! Ale zazwyczaj, nie że gdzieś spadł jakiś kawałek satelity. Nie! To spadają na ziemię jakieś "tajemnicze" fragmenty NIEZNANEJ materii. A oficjalne źródła typu NASA nas oszukują!!! Ech... ręce opadają.
O dziwnych dźwiękach w otoczeniu nie będę się wypowiadać, bo sama słyszałam, ale wcale nie jestem pewna co właściwie? Poza tym jeśli coś by się działo pod ziemią to chyba zwierzęta okazywałyby niepokój? Tak jak przed wybuchami wulkanów, czy trzęsieniami ziemi? Nie okazywały, specjalnie zwróciłam uwagę.
To takie znaki z natury.
Z drugiej strony, widzę że te same osoby podają sensacyjne wieści również programie HAARP, na niego zwalając te wszystkie wcześniej wymienione objawy. No to ja już nic nie wiem. Ziemia się nam budzi przed swoim końcem, czy naukowcy eksperymentują? Program HAARP, może budzić obawy ze względu na
skalę, ale to całkiem inna historia. Bo nauka to też ZŁO :D

Teraz przebiegunowanie ziemi. Temat powiązany z hipotetycznym końcem Świata. Okazuje się, że bieguny magnetyczne Ziemi nie tylko wędrują (północny podobno jest obecnie gdzieś nad Alaską), ale od czasu do czasu zamieniają się miejscami. Ziemia przeżyła to już wielokrotnie. Dlaczego akurat teraz i do tego właśnie w tym roku miałoby nastąpić jakieś bardzo gwałtowne przebiegunowanie? I dlaczego miałoby się skończyć zagładą Świata?
Pojęcia nie mam. Ale Internet WIE.

Podsumowując, temat Internetu jako wiarygodnego źródła informacji, jest niewyczerpany. Może jeszcze kiedyś go pociągnę. Smutne jest to, że ogromna rzesza Internautów, w ogóle nie bierze pod uwagę ani autorstwa sensacji, ani nie szuka źródła, czy potwierdzenia. Ssie ten bełkot jak gąbka i żyje potem w takim strasznym świecie, który do tego ma się za chwile skończyć. Straszne. Może czas pomyśleć o wprowadzeniu do szkół podstawowych obowiązkowego przedmiotu "selekcja informacji"?